No tak, tak pomilczałam i to dosyć długo.
Ale już mi się znudziło to milczenie...dlatego tadammm zaczynam od nowa gadać.
Dlaczego milczałam..w sumie to już nawet nie wiem. Znalazło by się powodów wiele...jednym z wielu było to, że znowu zawiodłam się na netowej przyjaźni..miała być na wieki..miała być do grobowej deski..ta przyjaźń rzecz jasna taka miała być... no ale nie jest i już nigdy nie będzie.
Skończyłam z forami wyleczyłam się z nich skutecznie...no ale muszę gdzieś sama ze sobą chociaż gadać więc będę gadać tutaj, czy tego chcecie czy nie... kto nie chce niech nie czyta. Nie to że zabraniam..ale czasem to co w głowie mi sie kotłasi nie nadaje sie do czytania..dlatego jesteście rozgrzeszeni i możecie nie czytać.
U mnie dzieje się wiele... niekoniecznie robótkowo wiele...dlatego zmieni się tutaj trochę będzie mniej oglądania wiecej pisania...nie no zdjęcia też jakieś pewnie czasem będą...może wiecej niż czasem...tego jeszcze nie wie nikt. Nawet ja sama nie wiem.
A co do zmian...to po 16 latach siedzenia w domu i niańczenia moich dzieci, wróciłam do pracy.
No nie na ekstra stanowisko..na to nie ma co liczyć w tych czasach i przy moich znajomościach.
Dałam cynka chcę pracować..nawet mogę na sprzataczkę, oby tylko nie do sklepu..bo już mózg nie nadaje się do liczenia, sprzedawania itp.... czekałam miesiąc i dostaję wiadomość będzie wolne miejsce ale musisz dostać się na lotnisko do tej i tej osoby i Go oczarować.
Poszłam na żywioł, przepustkę dzięki mojemu szczęściu dostałam..nie jest to rzeczą łatwą niestety..bo jak miał mi potwierdzić moje przejscie przez bramę ktoś kto nie wiedział, że do niego idę.
Pomógł spryt i kumpela która na szczęście jest na liście do której wydawane są przepustki.
Dotarłam i o dziwo przez szefa nie byłam wywalona za drzwi..tylko wysłuchana zostałam ...chyba czarowałam..robiłam co sie dało aż się udało..szef dał mi szanse. Kochany szefuńcio.
I tak zostałam sprzątaczką. Na początku było ciężko, wierzcie lub nie, ale nie łatwo jest od tak z ulicy zostać przyjęta, kiedy na moje miejsce jest ze dwadzieścia innych osób które są znajomymi tego czy tamtego.... oj było cieżko.... donosy, od moich ulubionych koleżanek sprzątaczek... żal im dupę ściskał ...no bo jak to mogło mi się udać od tak dostać pracę.... no i co ich gryzło najbardziej to to że nie wyglądałam i nigdy nie bedę wyglądać jak sprzątaczka. Najpierw nazwały mnie kolorowa...hahaha Zamiast cieszyc sie że im rozjaśniam otoczenie, to im źle..wolą patrzeć na tą szarzyznę... i monotonię... później zaczęły sie mnie bać... bać zastępstwa ze mną... bo ja zakasam rekawy i robię a nie siedzę i lamentuję jak to zrobić... bo robię więcej niż One... bo szybko nawiązuję kontakt z ludźmi... śmieję się że gdzie nie pójdę to w pół godziny "są kupieni" i po pół godzinie sprzątania chodzą za mną i mówią...cos tego typu: jak załatwię i napiszę raport na panią..to czy będzie pani u nas sprzątać?... No nie będę mam swój budynek..ogromny trzypiętrowy kolos a w nim około 300 chłopa z całej Polski, u mnie śpią kursanci. Więc lekko nie jest.
Mój początek to było sprzątanie samemu najważniejszemu generałowi i całej komendzie .. tam było bosko, ale niestety za dobrze mi tam szło i trzeba było mi trochę życia umilić i dać kopa...ale ten kop był dla mnie dobrym wyjściem... bo jakbym tam została w tym zamkniętym światku [ mowa o sprzątaniu generałowi] to już by pewnie mnie tutaj nie było. Mogłam się wykazać w końcu...
Zajęłam się budynkiem który podobno żadna sprzątaczka nie mogła ogarnąć. Wszystkie wylatywały z hukiem bez prawa powrotu...a ja jestem tam już 10 miesiąc i mam sie dobrze.
Ufff na dziś może wystarczy tego pisania. Bo mnie jeszcze jakieś prasowanko czeka..wiec uciekam na razie..do deski..do prasowanka...spadam.
Moje potworki :)
niedziela, 16 listopada 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz