Moje potworki :)

Moje potworki :)

niedziela, 16 listopada 2014

Moja ulubienica

Żeby nie było, że se pogadała a nic nie pokazała no to pokażę..moją stylizację na jutro.... tylko postaram się szybciutko...bo jutro powrót do pracy, po całym tygodniu leniuchowania.

Dostałam urlop nagrodowy, więc się zrelaksowałam, coś tam podłubałam ..coś uszyłam....ale nie o tym teraz miałam pisać.

Parę lat temu kupiłam sobie wyśnioną maszynę. kupiłam bo postanowiłam nauczyć się szyć.
Poleżała bidulka deczko, pokurzyła się...iiiiiiii zaczyna być moją ulubioną przyjaciółką.

Zapomniałabym o najważniejszym...zapomniałabym przedstawić moją nową towarzyszkę ta paniusia co na niej będę teraz cykać focie zwie się Helenka. Boska i bardzo cierpliwa kobitka....mogę ją ubierać..do woli..uwielbia to...na całe moje szczęście.

No wiec mamy Helenkę a na niej moją drugą uszytą bluzę ( z tego wykroju uszyłam trzy bluzy...pokażę je kiedyś] ta jest moja ulubiona...







No i tak jutro będę się prezentować.....okulary muszą być... jeszcze nie wiem czy neonowe czy białe..zapewne będą obydwie pary..jedne powędrują do torebki, drugie do samochodu.
Ja mam bardzo wrażliwe oczy i nawet  dziwne niebo, może mnie doprowadzić do łez..dlatego bez okularów nie ruszam się nigdy.
Zresztą okulary, torebki i buty..w sumie buty chyba powinny być u mnie na pierwszym miejscu...to moje miłości i mam ich wszystkich spore już kolekcje.

Butki do kompletu to białe glany..są boskie, wygodne i są jedyne na całym wojskowym garnizonie...no przecież wojskowi mają czarne a ja mam białe...no dobra czarne też mam i nie tylko czarne i białe..ach jak ja kocham buty.

Idę spać.... dobranoc..miłej nocki ..miłego dnia życzę..ja pewnie jak zwykle bedę miała miły..stęskniły się za mną moje chłopaki więc jutro będą mi umilać moją pracę..czyli szorowanie kibli...bieganie po schodach.... najlepsze jest moje pierwsze wspinanie się na samą górę..ja wchodzę a prawie cały budynek wychodzi..więc całe tabuny będą mi mówić..dzień dobry...miłe to nie powiem...ale jak musisz co parę sekund..mówić dzień dobry...300 razy a później mnie jeszcze sprawdzają w ciągu dnia..bo może nie pamiętam że już jemu akurat mówiłam...a ja pamiętam no przecież sklerozy nie mam...ale obiecuję sobie że w końcu napiszę sobie na czole wielkimi literami  DZIEŃ DOBRY CHŁOPCY

Koniec milczenia

No tak, tak pomilczałam i to dosyć długo.
Ale już mi się znudziło to milczenie...dlatego tadammm  zaczynam od nowa gadać.

Dlaczego milczałam..w sumie to już nawet nie wiem. Znalazło by się powodów wiele...jednym z wielu było to, że znowu zawiodłam się na netowej przyjaźni..miała być na wieki..miała być do grobowej deski..ta przyjaźń rzecz jasna taka miała być... no ale nie jest i już nigdy nie będzie.
Skończyłam z forami wyleczyłam się z nich skutecznie...no ale muszę gdzieś sama ze sobą chociaż gadać więc będę gadać tutaj, czy tego chcecie czy nie... kto nie chce niech nie czyta.  Nie to że zabraniam..ale czasem to co w głowie mi sie kotłasi nie nadaje sie do czytania..dlatego jesteście rozgrzeszeni i możecie nie czytać.
    U mnie dzieje się wiele... niekoniecznie robótkowo wiele...dlatego zmieni się tutaj trochę będzie mniej oglądania wiecej pisania...nie no zdjęcia też jakieś pewnie czasem będą...może wiecej niż czasem...tego jeszcze nie wie nikt. Nawet ja sama nie wiem.

A co do zmian...to po 16 latach siedzenia w domu i niańczenia moich dzieci, wróciłam do pracy.
No nie na ekstra stanowisko..na to nie ma co liczyć w tych czasach i przy moich znajomościach.
Dałam cynka chcę pracować..nawet mogę na sprzataczkę, oby tylko nie do sklepu..bo już mózg nie nadaje się do liczenia, sprzedawania itp.... czekałam miesiąc i dostaję wiadomość będzie wolne miejsce ale musisz dostać się na lotnisko do tej i tej osoby i Go oczarować.

Poszłam na żywioł, przepustkę dzięki mojemu szczęściu dostałam..nie jest to rzeczą łatwą niestety..bo jak miał mi potwierdzić moje przejscie przez bramę ktoś kto nie wiedział, że do niego idę.
Pomógł spryt i kumpela która na szczęście jest na liście do której wydawane są przepustki.
Dotarłam i o dziwo przez szefa nie byłam wywalona za drzwi..tylko wysłuchana zostałam ...chyba czarowałam..robiłam co sie dało aż się udało..szef dał mi szanse. Kochany szefuńcio.

I tak zostałam sprzątaczką.  Na początku było ciężko, wierzcie lub nie, ale nie łatwo jest od tak z ulicy zostać przyjęta, kiedy na moje miejsce jest ze dwadzieścia innych osób które są znajomymi tego czy tamtego.... oj było cieżko....  donosy, od moich ulubionych koleżanek sprzątaczek... żal im dupę ściskał ...no bo jak to mogło mi się udać od tak dostać pracę.... no i co ich gryzło najbardziej to to że nie wyglądałam i nigdy nie bedę wyglądać jak sprzątaczka. Najpierw nazwały mnie kolorowa...hahaha Zamiast cieszyc sie że im rozjaśniam otoczenie, to im źle..wolą patrzeć na tą szarzyznę... i monotonię... później zaczęły sie mnie bać... bać zastępstwa ze mną... bo ja zakasam rekawy i robię a nie siedzę i lamentuję jak to zrobić... bo robię więcej niż One... bo szybko nawiązuję kontakt z ludźmi... śmieję się że gdzie nie pójdę to w pół godziny "są kupieni"  i po pół godzinie sprzątania chodzą za mną i mówią...cos tego typu: jak załatwię i napiszę raport na panią..to czy będzie pani u nas sprzątać?... No nie będę mam swój budynek..ogromny trzypiętrowy kolos a w nim około 300 chłopa z całej Polski, u mnie śpią kursanci.  Więc lekko nie jest.

Mój początek to było sprzątanie samemu najważniejszemu generałowi i całej komendzie .. tam było bosko, ale niestety za dobrze mi tam szło i trzeba było mi trochę życia umilić i dać kopa...ale ten kop był dla mnie dobrym wyjściem... bo jakbym tam została w tym zamkniętym światku [ mowa o sprzątaniu generałowi]  to już by pewnie mnie tutaj nie było.  Mogłam się wykazać w końcu...

Zajęłam się budynkiem który podobno żadna sprzątaczka nie mogła ogarnąć. Wszystkie wylatywały z hukiem bez prawa powrotu...a ja jestem tam już 10 miesiąc i mam sie dobrze.



Ufff na dziś może wystarczy tego pisania. Bo mnie jeszcze jakieś prasowanko czeka..wiec uciekam na razie..do deski..do prasowanka...spadam.